"Czasami trzeba usiąść obok i czyjąś dłoń zamknąć w swojej dłoni, wtedy nawet łzy będą smakować jak szczęście."

czwartek, 15 września 2016

Katie McGarry "Przekroczyć granice"


 Okładka książki Przekroczyć granice

Książka, która mnie pochłonęła, wzruszyła i rozbawiła . . .  Dziś wiele spraw, które za czasów liceum wydawały mi się niezwykle istotne, nie ma dla mnie znaczenia. Z perspektywy czasu i pewnie doświadczenia, myślę sobie, że niektórymi rzeczami niepotrzebnie się przejmowałam. Raczej unikam książek, o młodzieży licealnej, właśnie z powodu tego, że ciężko mi wczuć się w sytuacje bohatera/bohaterki będących na innym etapie życia niż ja. W te wakacje w moje ręce trafiło kilka książek z kategorii New Adult, kilka z nich czytałam z przyjemnością, ale raczej trafiłam na te, w których bohaterowie mieli po 20 - kilka lat.
 
Dlaczego więc spodobało mi się Przekroczyć granice? Bo porusza kilka ważnych kwestii, które dotyczą nas bez względu na wiek. Bohaterką jest Echo Emerson, posiadająca duży bagaż doświadczeń. Los potraktował ją mocnym kopniakiem i śmiało możemy w odniesieniu do jej życia zastosować kolokwialne: "jak się wali to wszystko na raz".  Najpierw rozwód rodziców, potem w Afganistanie jako żołnierz zginął jej ukochany brat, a na koniec zdarzenie, którego nie powstydził by się autor thrillerów. Echo zostaje skrzywdzona przez własną matkę i to w taki sposób, że jej umysł postanawia wyprzeć najgorsze chwile. Dziewczyna posiada tylko przebłyski tego, co się stało, co doprowadza ją na skraj wyczerpania nerwowego, zwłaszcza, że o wszystkim przypominają jej szkaradne blizny na rękach. 

Jakoś tak już jest, nie tylko w książkach, że strasznymi rzeczami są doświadczane przez los osoby, które są silne. Często słysząc jakieś historię zastanawiam się jak dana osoba dała sobie z tym radę... Tak jest również w przypadku bohaterki, jest silna na tyle, że stara się zachować chociaż pozory normalności w swoim życiu. Bohaterem Przekroczyć granice jest również Noah, który także zmaga się z nieciekawą sytuacją życiową. Klika lat wcześniej w pożarze traci rodziców. W wyniku działań opieki społecznej zostaje rozdzielony z młodszymi braćmi, których bardzo kocha. Chłopak nie ma też szczęścia do rodzin zastępczych, w których spotyka go tylko rozczarowanie i krzywda.

W książce w różnych aspektach pojawił się problem oceniania drugiego człowieka po pozorach. Z opinią na swój temat zmaga się Echo, bo czasem najgorsza prawda jest lepsza niż rozpowszechniane plotki, zwłaszcza przez osoby, które nie mają bladego pojęcia o sytuacji. To, co myślą o niej inni uczniowie ma nawet wpływ na to w jaki sposób odnoszą się do niej przyjaciółki. Noah natomiast jako "chłopak z tatuażami i z rodziny zastępczej" od razu zostaje zaszufladkowany jako ktoś gorszy. Człowiek chociaż w niewielkim stopniu potrzebuje akceptacji i szansy. Nie da rady bez tego walczyć o siebie i swoje życie. To właśnie tą akceptację, miłość
i wsparcie Noah i Echo dadzą sobie nawzajem. 

Poruszona zostaje także kwestia rozwodu rodziców, jaki ma on wpływ na poszczególnych członków rodziny oraz na ich próby układania sobie życia na nowo. Problem znalezienia równowagi pomiędzy tym co było, a nowym początkiem. Jest to sytuacja, w której jest się ciężko odnaleźć każdemu - Echo, jej ojcu i nowej żonie. Każdy  nich rozpaczliwie chce "normalności", ale tak na prawdę nikt nie wie, jak z tego co mają aktualnie tą normalność można zbudować. 

Od książki nie mogłam się oderwać do ostatniej strony, kilka razy popłynęły łzy, chociaż rzadko mi się to zdarza. Bardzo polubiłam Echo i Noaha. Chyba zwłaszcza Noaha, za jego mądrość i siłę. Myślę, że warto poświęcić kilka godzin na książkę, na pewno nie będą stracone.

wtorek, 6 września 2016

Jamie McGuire "Chodząca katastrofa"


Okładka książki Chodząca katastrofa 

Tak się składa, że jestem osobą uporządkowaną i konsekwentną. W zasadzie nic nie stoi na przeszkodzie żebym się przyznała do wrodzonego pedantyzmu, z którym jednak zawzięcie staram się walczyć :) Czytam więc książki zawsze po kolei - tomami, nigdy nie zaglądam na koniec żeby podejrzeć zakończenie. Czytanie przerywam na końcu rozdziału, chyba że są bardzo długie, to na końcu akapitu. Rzadko kiedy porzucam książki niedoczytane, pewnie zliczyła bym takie na palcach jednej ręki (musiały być wyjątkowo katastrofalne:) ), otwieram też kolejną dopiero jak skończę poprzednią w całości:). Ten przydługi wstęp ma prowadzić do tego, że na prawdę nie wiem jak to się stało, że z premedytacją sięgnęłam najpierw po II tom ... :) W tym przypadku jednak opłacało się przełamać rutynę, bo książkę połknęłam w kilka godzin i mogę uznać że ten czas nie był stracony.

Kontynuacja poprzedniej części, czyli Pięknej katastrofy a w zasadzie zmiana perspektywy. Tym razem narratorem jest bohater a nie bohaterka. Być może właśnie dla tego książka była dla mnie ciekawa. Raczej rzadko wybieram te pisane z męskiej perspektywy... 
Travis, niegrzeczny, wytatuowany kobieciarz, zakochuje się w Abby, dziewczynie szukającej spokoju i stabilizacji. Dwójka, która czuje do siebie niesamowite przyciąganie. Jednak żeby mogli być razem muszą zmienić swoje życie, plany i pogodzić się z tym, że nie zawsze to, co wydaje się dla nas najlepsze jest takim na prawdę. Travis, na pierwszy rzut oka lekkoduch, niezdolny do zaangażowania, okazuje się być wartościowym chłopakiem, dla którego Abby staje się całym światem. Być może autorka przesadziła nieco z jego brakiem egoizmu, bo czy istnieją ludzie praktycznie w ogóle go pozbawieni:)? Walczy o to, co kocha całym sobą, tak że momentami chciało by się powiedzieć "chłopie daj już spokój, to przegrana sprawa :)" . Abby natomiast, staje przed wyborem serce czy rozum i tak na prawdę, czego by nie wybrała znając okoliczności, nie jesteśmy w stanie negować jej decyzji. Dzieciństwo bez stabilizacji, w kasynach, przy boku ojca hazardzisty w pełni tłumaczy jej plany na dorosłe życie. Mąż z dobrym wykształceniem i pracą, spokój i harmonia, przewidywalność. Serce natomiast chce czegoś zupełnie innego. Travisa, który nie jest osobą, łatwo wpisującą się w jakiekolwiek schematy...
Nie znając pierwszego tomu, pochłaniałam kolejne strony chcąc się jak najszybciej dowiedzieć jaką tajemnicę skrywa Abby i jak to całe zamieszanie się skończy. Myślę też, że będę musiała przeczytać historię z jej perspektywy, bo niektórymi zachowaniami bardzo mnie zaintrygowała i chętnie się dowiem, czemu postąpiła tak a nie inaczej. 

Na poprawę humoru i dla relaksu, do przeczytania w kilka godzin - polecam :)
 


sobota, 3 września 2016

Sophie Hannah "Inicjały zbrodni"


Okładka książki Inicjały zbrodni. Agatha Christie 

Już kiedy byłam w gimnazjum zakochałam się w kryminałach A. Christie. Wierzę, że to właśnie te książki w pewien sposób ukształtowały mój gust czytelniczy. Najbardziej lubiłam oczywiście cykl z Poirotem i długo wzbraniałam się przed przeczytaniem Kurtyny
Kiedy znalazłam informację o planowanym wydaniu Inicjałów byłam zdziwiona... Jeśli mam być szczera, to w zasadzie pomysł nie przypadł mi do gustu. Dla mnie Christie, jej styl, postaci, pomysły... to unikat i nie chciało mi się wierzyć, że coś dobrego może z tego wyniknąć. Niemniej jednak śledziłam wszystkie informację na ten temat. Kiedy natknęłam się na ebooka w jednej z księgarni internetowych w zasadzie w ostatniej chwili powstrzymałam się przed kupnem ... Egzemplarz, który posiadam dostałam od przyjaciółki na urodziny. Wiedziała, że uwielbiam Christie, zna zasoby mojej biblioteczki i sprezentowała mi tą pozycję. Książkę wielokrotnie trzymałam w dłoniach i odkładałam na półkę, w końcu po roku rozterek przyszła na nią kolej...

Jako fanka Poirota mam mieszane uczucia po tej lekturze. Niewątpliwie więcej rzeczy jest dla mnie na minus. Sam pomysł na historię - w tym przypadku A. Christie - jest ciekawy, natomiast z realizacją gorzej... Książka posiada wszystkie najważniejsze elementy jakie charakteryzowały kryminały o Poirocie, sam bohater również stworzony idealnie według schematu, książka  wpasowuje się także we wzorce kryminału klasycznego. No właśnie... mam wrażenie, że te wszystkie elementy zostały rozpisane na liście a potem bez ładu i składu ze sobą posklejane w całość. Wielokrotnie miałam wrażenie, że nic się nie dzieje a ja non stop czytam to samo, czasem po prostu sparafrazowane. O ile w pierwszej części, na siłę, można doszukiwać się jakiejś konsekwencji pisania, to w drugiej nawet wyjątkowy entuzjasta jej nie znajdzie. W zasadzie wydaje mi się, że można by bez żadnej szkody połowę treści wykreślić. W niektórych częściach nie potrafiłam także znaleźć uzasadnienia dla zmian narracji z 1 osobowej na 3 osobową i odwrotnie. Oczywiście zmiany narracji są charakterystycznym elementem Christie, ale w tym przypadku budziły moje wątpliwości. 

Książki o Poirocie zawsze mnie intrygowały, wciągały i fascynowały a ta w zasadzie irytowała. Jeśli miała bym jednak wskazać jakieś plusy: cieszę się, że autorka wprowadziła zupełnie nowego bohatera czyli Edwarda Catchpoola, detektywa Scotland Yardu. Miał być on zastępstwem dla Hastingsa - przyjaciela Poirota z tomów Christie. Mimo tego, że Catchpool nie jest postacią porywającą, ten zabieg jest dla mnie na plus, bo dzięki temu autorka uniknęła kolejnych porównań do Aghaty i wprowadziła inny punkt widzenia, czym można by zawsze wytłumaczyć niektóre gafy. Sam Poirot momentami miewał przebłyski swojego geniuszu, chociaż dużo mu brakowało do oryginału. 

Ze względu na nieidealnego Poirota i jego małe, szare komórki nie oceniam książki jednoznacznie negatywnie, bo jednak wzbudziła mój sentyment i zatęskniłam za Małym Belgiem.


środa, 24 sierpnia 2016

MOJE WAKACYJNE CZYTANIE

Nie wiem jak u Was, ale ja widzę u siebie wyraźną różnicę pomiędzy tym, co czytam jesienią i zimą a tym, po co sięgam wiosną i latem. Jakoś tak to już jest, że jak tylko pojawią się pierwsze promienie wiosennego słońca odrzucam na bok swoje ukochane kryminały i thrillery i wybieram książki, które nazywam "czytadłami" :) , czyli tak zwane łatwe, lekkie i przyjemne. Lato kojarzy mi się właśnie ze słońcem i takimi czytadłami, a takie książki z latem, relaksem i czasem wolnym... Będąc szczera sama ze sobą wiem, że tak na prawdę nie lubię romansów. Są dla mnie przewidywalne, najczęściej przesłodzone, mdłe a co najgorsze bardzo schematyczne. Wygląda jednak na to, że nawet ja potrzebuję czasem czegoś do czytania, nad czym nie będę musiała się wybitnie zastanawiać, przeżywać i skupiać. Moje czytadła latem są widocznie czymś takim, jak gorąca, malinowa herbata zimą, kolorowe, kiczowate dekoracje w święta i ochota na czekoladę w określonym momencie miesiąca :)




Sezon w tym roku otwarłam książką Abbi Glines O krok za daleko. Młodziutka, trochę naiwna główna bohaterka już po pierwszych stronach zyskała moją sympatię. Fajna, pozytywna postać. Polubić da się również Rusha, dla tego przy każdej kolejnej stronie kibicowałam im coraz bardziej. Blair mimo młodego wieku doświadczyła już wiele, najpierw wypadek w wyniku którego ginie jej siostra bliźniaczka, potem odejście ojca oraz choroba i śmierć ukochanej mamy. Rush natomiast obdarzony przez los rodzicami, którzy niekoniecznie nadają się do tej roli musiał dojrzeć emocjonalnie dużo szybciej niż rówieśnicy. Bohaterowie dźwigają na swoich barkach przeszłość i niekoniecznie przyjemne doświadczenia, które mają znaczny wpływ na to, kim są teraz, w jakim miejscu się znajdują i jakich wyborów dokonują.
I szczerze mówiąc, jest to również powodem dla którego książka mi się spodobała i postanowiłam o niej napisać.

Sama historia ich poznania i miłości jest prosta, pewnie już coś podobnego miłośniczki romansów czytały niejeden raz. Ja, początkowo również pomyślałam sobie banał... ale... No właśnie... Jest tu parę ciekawych kwestii, dla których warto poświęcić te parę godzin na czytanie, zresztą strony same przeciekają przez palce i zanim się obejrzymy jesteśmy na końcu.

Przeczytałam kilka opinii czytelników i dosyć często pada zarzut , że rozczarowali się oni bohaterką, która początkowo wydaje się wygadana, silna, nieustępliwa a już po chwili słaba, bezbronna i niedoświadczona. Cóż, ja rozczarowana nie jestem, nie wymagam od dziewczyny dziewiętnastoletniej zachowań kobiety po czterdziestce. Czy nie jest tak, że nawet najsilniejsza kobieta, kiedy komuś zaufa, ma w kimś  oparcie, to jest w stanie trochę odpuścić, odpocząć, pozwolić by ktoś choć przez chwilę zajął się tym, z czym ona sama zmaga się już zbyt długo?  Zresztą w niejednej sytuacji, kiedy emocje biorą górę potrafi pokazać pazurki.
Podczas czytania czuć ewidentne przyciąganie między bohaterami. Przewracamy również kolejne strony z nadzieją, że w końcu dowiemy się jaką tajemnicę skrywa przed Blair Rush i jaki będzie mieć wpływ na ich wspólną historię. I jak to w życiu bywa, tajemnice wypłyną na wierzch dokładnie w najmniej odpowiednim momencie psując wszystko to, co z mozołem udało się zbudować. Przedwczesny happy end pęka jak bańka mydlana a czytelnik pozostaje z pytaniem czy tej dwójce uda się wykaraskać z sytuacji, w której wszystko wydaje się być ponad ich siły.

Książka jest częścią cyklu Rosemary Beach. 4 tomy tej serii opowiadają historię Blair i Rusha. Powiem jednak wprost, moim zdaniem dwie pierwsze książki w zupełności wystarczą i je polecam. 3 tom natomiast jest dla mnie kompletnie zbędny, po dwóch poprzednich mam wrażenie, że czytam to co było, nic nowego, nic zaskakującego a czasem wręcz niektóre rzeczy wydają się wymyślane na siłę. Czwarty tom, to historia opowiedziana z perspektywy Rusha. Być może czytana po jakimś czasie była by ciekawsza, ale dla mnie w zasadzie była nudna. Za jakiś czas sięgnę jednak chętnie po kolejne książki opowiadające losy pozostałych bohaterów, których poznajemy w O krok za daleko.